środa, 25 marca 2015

KUR ZAW DLA NIEL rozdz. 1 cd.

Parę dni po pamiętnej rozmowie, w sobotę, gdy Irma słodko odsypiała tygodniowe zaległości, na równe nogi postawił ją dzwonek telefonu komórkowego. — Na litość boską, kogo o tej porze niesie? — usłyszała niezadowolony głos swojego małżonka. — Irma, odbierz do cholery swoją komórkę. Ile można słuchać to twoje Il Divo? Nie dadzą człowiekowi pospać nawet w sobotę. Poinformuj swoich znajomych, że sobota jest dniem rodzinnym i nie mają prawa zakłócać nam spokoju. A swoją drogą mogłabyś wreszcie zmienić swój sygnał, bo nie da się tego słuchać. — marudzenie Przemka wygnało Irmę z łóżka. — Halo! — odebrała komórkę . — Witaj Irma, oczywiście obudziłem ciebie, ale przecież umawialiśmy się, że w sobotę pojedziemy do Malinek. Chciałbym skonkretyzować godzinę, bo obiecałem matce, że pomogę wytrzepać jej dywany. Matka jest staromodna i nie używa odkurzacza, a trzepak. Do tego potrzeba mojej muskulatury. Jest wprawdzie w zaniku, ale mamy jeszcze gorsza, więc na bezrybiu i rak ryba. Taka dola ukochanego jedynaka. — A która to godzina, że zrywasz mnie z łóżka, aby poinformować, że robisz za odkurzacz? — Irma nie omieszkała wyrazić swojego niezadowolenia. Zawsze potrafiła być asertywna, jeśli tylko nie rozmawiała z członkami swojej rodziny. Przy nich bywała bezwolna i uległa. — Już dziesiąta, więc uznałem, że nawet największy śpioch jest na nogach. Czuję się rozgrzeszony, więc nie wydziwiaj, a wspomóż potrzebującego, nawet, gdy na chwilę zamienia się w odkurzacz. — roześmiał się Tomasz. — Wybacz, albowiem nie wiem, co czynię, a raczej, która jest godzina. Mam dogorywającego Przemka, leniwego psa i dwa czupiradła w domu. Żadne z nich nie dało do tej pory znaku życia, więc albo wszyscy padli na nieznaną chorobę, albo jak w tej bajce o śpiącej królewnie, czekają na pocałunek królewicza, aby się obudzić. — usprawiedliwiła gderanie. — Co to za głupie gadanie. Jakie dogorywanie? Ja jestem rześki i zdrowy. Nie chciałem ciebie budzić, tak słodko spałaś. — usłyszała głos swojego męża. — Mamo, co za czupiradła? Jak możesz tak nas kompromitować? My już nie śpimy. Tylko czytamy. — Z drugiego pokoju doszedł Irmę głos Mileny. Jak na zawołanie w przedpokoju pojawiła się Gapa i z wyrzutem w oczach stanęła pod drzwiami, sygnalizując, że już dawno powinna być wyprowadzona za potrzebą. — Tomku, to może umówimy się na trzynastą. Ty wytrzepiesz, co tam mama da ci do trzepania, ja ogarnę moją menażerię i rozdysponuję zajęcia. Teraz już muszę wskoczyć w dres i wyjść z Gapą. — zakończyła rozmowę. Gdy po godzinie wróciła z sobotniej przebieżki z zadowolonym i zmęczonym psem, w domu sytuacja nie uległa zmianie. Milena z Julią nadal tkwiły w łóżkach z nosami w książkach, a Przemek spał. — Wynocha z łóżek — zadysponowała, ściągając jednocześnie kołdrę z łóżka Julii. Córka z obrażoną miną zamknęła książkę i poczłapała w kierunku kuchni. Milena, nie czekając na reakcję matki, wyskoczyła z pościeli i zanurkowała w szafie. — Otwórz okno, gdy będziesz wychodziła z pokoju. — pouczyła córkę i pognała w stronę łazienki. Odświeżona, z mokrymi włosami weszła do kuchni w momencie, gdy Przemek zalewał kubki z kawą. — No, ile to można okupować łazienkę? Nareszcie wyszłaś. — stwierdził z przekąsem i poszedł w kierunku przedpokoju. — Dzień, jak co dzień. — stwierdziła w myślach, przyglądając się bałaganowi w kuchni. Otwarła lodówkę i systematycznie zaczęła wyciągać produkty potrzebne do przygotowania śniadania. Po dziesięciu minutach na stole stała już miska jajecznicy ze szczypiorkiem, twarożek z rzodkiewką, miód i domowe konfitury ze śliwek. Ostatnie grzanki dopiekały się, gdy Milena z Julią zasiadły przy stole. Z łazienki dochodził plusk wody i podśpiewywanie Przemka. Podeszła pod drzwi, aby pośpieszyć męża, gdy nagle usłyszała sygnał dzwonka jego telefonu, a po chwili w pełni uwodzicielski głos Przemka. Znała go z czasów, gdy próbował zawładnąć jej sercem. Od wielu lat już nie słyszała głębokiego, aksamitnego tembru, który ją kiedyś urzekł. Zdębiała. Nie chciała podsłuchiwać męża, ale coś kazało jej na chwilę wstrzymać się ze stukaniem we framugę. — Tak , oczywiście, że dzisiaj możemy się spotkać. Jestem już w pełni zdrowy. To była tylko niewielka infekcja, szkoda mówić. Nic wielkiego. Parę aspiryn i po krzyku. Dla dorosłego mężczyzny to doprawdy pestka. ­— oczami wyobraźni Irma widziała swojego ślubnego, prężącego mięśnie przed lustrem i prezentującego uśmiech „samca- zdobywcy”. Nie wytrzymała. Zastukała w drzwi. — Jajecznica na stole! Za moment będzie zimna. Wychodź już z tej łazienki. — pogoniła męża, chcąc jednocześnie przerwać umizgi. Znała słabość swojego małżonka do długonogich i jasnowłosych lalek Barbi. Ona w niczym nie przypominała takich kobiet, a wręcz była ich przeciwieństwem i mimo wielu lat przeżytych z Przemkiem nie rozumiała, w jaki sposób udało jej się stanąć z nim na ślubnym kobiercu, a później utrzymać związek. Wróciła do kuchni. Zamyślona mechanicznie wsypała Gapie trochę suchej karmy do kolorowej miski, a do drugiej nalała zimnej wody. Usiadła do stołu i zanurzyła usta w kawie. Pomimo głodu odeszła ją ochota na jajecznicę. Minęło już kilkanaście lat od trudnego okresu, gdy Przemek zboczył z ich wspólnej drogi na ścieżkę Jagi, którą w myślach nazywała Babą Jagą, jednak wspomnienie to nadal Irmę paraliżowało. — Przestań tak myśleć! — zganiła się w myślach. — To nie prowadzi do niczego dobrego. Musisz mu ufać, bo inaczej oszalejesz! Myśl o tym, że dzisiaj masz jechać do Malinek i pomóc Tomaszowi, którego życie też już nieźle pokiereszowało. Pomyśl, co musisz dziś sama zrobić, a w czym może ciebie zastąpić rodzina. Dla Przemka zarezerwuj specjalne zadania, aby miał jak najmniej czasu na spotkanie. — Przypomniała sobie prośbę teściowej, żeby z nią pojechać do Przemyśla na grób teścia i najbliższej rodziny. Wykręciła numer Mamuśki, bo tak o matce mówił Przemek. — Mamo! Tu Irma. Chciałam mamie powiedzieć, że właśnie skończyłam golf . Wyszedł rewelacyjnie. Ten angielski wzór świetnie pasuje do włóczki. W spopielałym różu będzie mama wyglądała jak angielska królowa, oczywiście na urlopie. Tak, myślę, że Przemek może go mamie przywieźć. Może też z mamą pojechać do Przemyśla. Nie przewiduję dla niego dzisiaj żadnych innych zajęć. Chyba, że coś sam zaplanował, ale nic o tym nie wiem. Daję mamie Przemka do telefonu, niech sam się umawia. — Nie patrząc na wkurzoną minę swojego męża, podała mu swoją komórkę. Przez chwilę ze złośliwą satysfakcją obserwowała męża, który próbował wymigać się od niechcianego obowiązku, ale zbyt znała swoją teściową, aby wątpić w to, kto wygra słowną potyczkę. Milena z Julią zajadając się jajecznicą, w milczeniu przyglądały się rodzicom. Co jakiś czas znacząco spoglądały na siebie. — Jak wiecie, ja z panem Tomaszem jadę dziś o trzynastej do Malinek. Zdążę przygotować obiad. Tata jedzie z babcią do Przemyśla, więc zje obiad poza domem, a moje panny zostaniecie w domu co najmniej do osiemnastej. Zdążycie ogarnąć bajzel. — stwierdziła. — Milena dziś ty sprzątasz łazienkę, przedpokój i połowę waszego pokoju oraz klatkę schodową, bo nasza kolej. Julia ma dzisiaj kuchnię, stołowy i połowę waszego pokoju. Naszą sypialnię odkurzę sama. Każda z was zmienia u siebie pościel. Pranie nastawia Milena , a Julia rozwiesza pranie. Nie przyjmuję reklamacji — dokończyła, widząc obrażone miny obu córek. — Nie dąsajcie się, po przyjeździe upiekę jabłecznik z kruszonką. — dodała, chcąc choć trochę złagodzić rozkaz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz